Jeźdźcy: Veronika [Jakarta Aranians], Ruska [Rosewood Ranch], Matt
[Jakarta Arabians]
Data: 21.05.2013
Miejsce: stajnia WHK „Lider”, tor crossowy i otwarta ujeżdżalnia
Czas: 15:15 – 16:30
Załadowałam Prezka i wsiadłam do samochodu. Zapięłam się i
Matt odpalił auto i ruszyliśmy. Kierunek: WHK Lider.
- Znowu będę mógł pojeździć na Pinesce. – zaczął Matt i
uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam gest.
- Jeszcze nigdy nie widziałam, abyś tak się przywiązał do
konia. – odpowiedziałam.
- Ona jest… po prostu inna niż inne konie, wyjątkowa… - chciał
kontynuować, ale przeszkodziłam mu.
- Tak jak dla mnie Prez? – zapytałam wchodząc w słowo
chłopakowi.
- Tak, właśnie tak. – odpowiedział i uśmiechnął się i
nastąpiła chwila ciszy.
Zostało jeszcze 15 minut jazdy do Lidera. Wyjrzałam za szybę
i zobaczyłam rozległe łąki. Cudny widok.
- Tylko pamiętaj, że to nie Twój koń. – powiedziałam obserwując
Matt’a, który tylko westchnął i skupił się na drodze.
Zamknęłam oczy i oparłam głowę o szybę auta i wyobrażałam
sobie trening skokowy wraz z Ruską na Tornadzie i Matt’em na Pinesce.
Nagle coś mnie obudziło.
- Wstawaj śpiąca królewno, jesteśmy na miejscu. – powiedział
Matt i zaśmiał się.
Otworzyłam oczy na zasadzie ‘Co, gdzie, jak? Gdzie ja
jestem?’, ale szybko mnie olśniło, że jesteśmy w zaprzyjaźnionej stajni. Odpięłam
pas i błyskawicznie wyskoczyłam z auta. Przywitałam się z Ruską i pozostałą
załogą stajni, po czym wyprowadziłam Kasztanowatego i zaczęliśmy się czyścić. Po
chwili byliśmy gotowi i mogliśmy wyruszać na parkur.
Gdy siedzieliśmy już na koniach, zorientowałam się, że nie
jedziemy w stronę parkuru.
- Russ, gdzie my jedziemy? – zapytałam się niepewnie dziewczyny.
Popatrzyła na Matt’a i uśmiechnęła się.
- Na tor crossowy. – odparła z bananem od ucha do ucha.
Chwila zamurowania. Powiedziałam sobie w myślach ‘Że co?! Chyba
jakieś żarty!’, ale dalej siedziałam osłupiała.
- Tttaaam? – wskazałam na rozlegającą się łąkę, na której stały
przeszkody. Ruda uśmiechnęła się i ruszyła na Tornadzie w stronę toru.
Zrobili kilka kroków stępem, po czym odparłam.
- Nie ma mowy! W życiu tam nie pojedziemy! – krzyknęłam zdenerwowana.
– Chodź Prezek, idziemy z tond. – szepnęłam i zawróciłam ogiera.
- Vera, kiedyś trzeba złamać barierę strachu. Wierzę w Was.
Inaczej bym Was tam nie zaciągnęłam. – odpowiedziała Russ i lekko się
uśmiechnęła.
Westchnęłam i ponownie zawróciłam Kasztanowatego.
- No dobra, ale tylko jedna przeszkódka. – odpowiedziałam i
niezbyt zadowolona wjechałam na tor.
Zaczęliśmy rozgrzewać konie. Prez cały czas rwał na
przeszkody. Po rozgrzewce zaczęliśmy się kłócić, kto ma jechać pierwszy. W
końcu padło na mnie i musiałam jechać pierwsza.
Zagalopowaliśmy i poprosiłam Kasztana o duże koło. Moje
tętno w tej chwili byłoby jakoś pod dwieście. Robiąc koło przypomniał mi się
skok na stopień, potknięcie ogiera, próba skoku, jak spadliśmy na ziemię i
potem tylko widok dębującego hanowera z rozwaloną nogą…
Pierwsza była hyrda. Musiałam trzymać Prezka, żeby skoczyć z
normalnego galopu. Siedziałam bardzo niepewnie, jakbym pierwszy raz w życiu
galopowała. Spanikowałam i poprowadziłam Kasztanowatego na woltę. Dodałam łydki,
aby przyśpieszył. Ochoczo wykonał polecenie i ruszył w stronę przeszkody.
Przeskoczył ją płynnie, bez śladu strachu. Przekonał mnie i ruszyliśmy dzikim
galopem w stronę kolejnych przeszkód.
Wszystko szło idealnie! Prezek jak szalony leciał z
prędkością światła po torze, przeskakiwał przeszkody z zapasem. Przyszedł czas
na stopień, a na nim była przeszkoda. Tutaj spanikowałam i przestałam myśleć. Miałam
zrobić poprosić konia o woltę, jednak ten pociągnął za wodze, jednocześnie
wyrywając mi je z rąk. Przejął kontrolę nad wszystkim i zbliżaliśmy się do
przeszkody. Rozłożyłam ręce i zdałam się wyłącznie na Przyjaciela. Foule przed
wskoczeniem na stopień były dla mnie wiecznością – wszystko jakby działo się w
zwolnionym tempie. Pochyliłam się ułatwiając Prezkowi wskoczenie na przeszkodę.
Dwie foule i skok. Zamurowało mnie – a więc udało się! Zeskoczyliśmy i uśmiechnęłam się, pochwaliłam
konia i poklepałam go oraz chwyciłam wodze. Popędziliśmy w stronę ostatniej przeszkody.
Jak zwykle Prez przeskoczył ją bez zarzutów i zwolniliśmy do stępa. Zatrzymałam
konia i zeskoczyłam z niego. Przytuliłam się do jego pyska, a ręce zawiesiłam
na muskularnej szyi konia. Łza poleciała mi po policzku. Pocałowałam mojego
Kasztanowego Przyjaciela i dalej ‘wisiałam’ na jego szyi. W końcu przerzuciłam wodze
przez uszy konia i ruszyliśmy w stronę Matt’a i Russ. Czekali już na mnie obok
koni. Bez słowa Russ przytuliła mnie, a zaraz potem to samo zrobił Matt.
- Super było. – powiedzieli równocześnie.
- To zasługa tego Pana. – powiedziałam uśmiechając się i
poklepałam konia. – To on przekonał mnie, żebyśmy przejechali tor.
Nastąpiła chwila ciszy.
- Skoro jesteśmy już w takiej fajnej atmosferze, my też mamy
Matt coś do powiedzenia. – powiedziałam bawiąc się końcówką wodzy. Chłopak spojrzał
z dystansem na mnie i na Russ. Uśmiechnęłyśmy się i Ruska zaczęła.
- Ta oto Pani… - powiedziała patrząc na Pineskę. – jest od
dziś Twoja, Matt.
Chłopak wytrzeszczył oczy, ale po chwili zaczął skakać z
radości.
- Dziękuję Wam! – powiedział i zaczął nam dziękować.
Russ i Matt pojechali nad wodę, aby poćwiczyć tak skoki,
wejścia i wyjścia do jeziorka. My z Prezkiem stępowaliśmy obok przyglądając
się. Po dwudziestu minutach skończyli ćwiczenia i udostępnili nam wodę do
zabaw. Wjechaliśmy na najpłytsze miejsce i poprosiłam Kasztanka o stęp
hiszpański i ‘brodzenie w wodzie’. Najpierw z siodła, potem z ziemi. Występowaliśmy
konie na parkurze i poszliśmy je rozsiodłać.