środa, 1 maja 2013

Przejazd Veronika & El Presidente, hipodrom "Grand", 31.03.2013

Wjechałam na parkur zestresowana jak jeszcze nigdy dotąd na zawodach jeździeckich, nawet na moich pierwszych. Wtedy nie miałam co się stresować, bo jechałam na wyśmienitym wałachu – mianowicie szetlandzkie Lucku ;D
Wjeżdżając na parkur obejrzałam się jeszcze w stronę moich stałych kibiców (Matt’a, Zafiry, Ruski, Zuzy i innych, czyli wszystkich z naszych stajni, którzy byli na zawodach). Ruda pokazała mi trzymające kciuki. Odwróciłam się i podjechałam do sędziów i ukłoniłam się. Zakłusowałam, a po chwili zagalopowałam. Dostałam pozwolenie na start i ruszyłam stępem jeszcze na totalnie luźnych wodzach (!) na linię startu. Zamknęłam oczy i westchnęłam głęboko. Poklepałam kasztanka, po czym delikatnie zebrałam wodze. Zagalopowaliśmy i zaatakowaliśmy pierwszą przeszkodę. Ani ja, ani Prez nie jechaliśmy tak jak za dawnych czasów.
Do pierwszej przeszkody Prez zaczął podchodzić niepewnie, bardzo asekuracyjnie. Uwierzyłam w nas i o dziwo… Pięknie przeskoczona przeszkoda z zapasikiem. No nieźle to się zapowiada, nieźle.
Już po tej przeszkodzie Prez dostał turbodoładowania w tyłku i odpaliliśmy jak z rakiety, pięknie ścinając zakręt. Rzucił się, ale z gracją na kolejną przeszkodę (stacjonate), po której radośnie bryknął i ruszył z prędkością światła. Zaśmiałam się i dodałam łydek ogierowi, który jeszcze przyspieszył.
Do kolejnej przeszkody, mianowicie oksera, podszedł troszkę spokojniej. Ale co się dziwić – oksery nigdy nie były jego dobrą stroną. Następna przeszkoda to piękna, zielona stacjonata, na której Prezek dostał jeszcze większego Powera. Delikatnie popuściłam wodzę, dając kasztanowemu znak, że jedzie jak chce. W tej chwili przejęłam tylko rolę nawigacji.
I kolejna przeszkoda czyściutko, z zapasem przejechana. Kolejną przeszkodą był potrójny szereg (fioletowy! ;D), który zaczynał się od oksera, w środku miał stacjonatę, a na końcu znowu okser. Prezek ściął zakręt i na wprost oksera numer 1 był foulę przed wyskokiem. Trochę chyba go to przeraziło, ale zdecydowanie dodałam łydek i … Przefrunął na przeszkodą. Dwie foule – stacjonata z zapasem, dwie foule i piękny okserek, na pewno lepszy od pozostałych.
Kolejna była stacjonata, którą kasztanowy przeleciał bez problemu z zapasem koło 20 centymetrów. Kolejny był mur, z którym Prez w ogóle nie miał problemu. To mnie bardzo cieszy, bo kiedyś panicznie bał się murów.
Następny był podwójny szereg, złoto brązowy. Pierwszy był okser, potem zwykła stacjonata. Dodałam łydek, aby ogier przyspieszył jeszcze bardziej. Wiatr zawiał mi w twarz i po chwili znaleźliśmy się dwie foule przed okserem. Może najlepszy skok to nie był, ale był dobry. Następną stacjonate przeskoczył z zapasem 15-20 centymetrowym i pognaliśmy w stronę kolejnej przeszkody – tripplebare, którą Prez uwielbia ;D Dostał kolejną dawkę ognia i przeskoczył tą przeszkodę z takim zapałem, jakim jeszcze na tym parkurze nie miał.
Potem dolecieliśmy do ostatniej przeszkody, na której poprzeczka niebezpiecznie się zachwiała, ale nie spadła. To pewnie z tej prędkości, którą mkniemy ;D
Wylądowaliśmy i ruszyliśmy w stronę finishu. Pochyliłam się, a Prez pięknie rozciągnął krok. No brawo stary, brawo.
Popuściłam wodzę i zaczęłam klepać Prezka, po czym rozległ się głośny aplauz braw. Kasztanek musiał się jeszcze wyżyć i odstawił piękny pasaż baranków. Łza szczęścia poleciała mi po policzku. Podniosłam rękę do góry i krzyknęłam „Tak! Tak! To nie sen!” i nachyliłam się, aby pocałować ogiera. Zwolniłam do kłusa i dumnie, z głowami do góry wyjechaliśmy z parkuru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz