Wjechałam na
parkur zestresowana jak jeszcze nigdy dotąd na zawodach jeździeckich, nawet na moich
pierwszych. Wtedy nie miałam co się stresować, bo jechałam na wyśmienitym
wałachu – mianowicie szetlandzkie Lucku ;D
Wjeżdżając na
parkur obejrzałam się jeszcze w stronę moich stałych kibiców (Matt’a, Zafiry,
Ruski, Zuzy i innych, czyli wszystkich z naszych stajni, którzy byli na
zawodach). Ruda pokazała mi trzymające kciuki. Odwróciłam się i podjechałam do
sędziów i ukłoniłam się. Zakłusowałam, a po chwili zagalopowałam. Dostałam pozwolenie
na start i ruszyłam stępem jeszcze na totalnie luźnych wodzach (!) na linię
startu. Zamknęłam oczy i westchnęłam głęboko. Poklepałam kasztanka, po czym
delikatnie zebrałam wodze. Zagalopowaliśmy i zaatakowaliśmy pierwszą
przeszkodę. Ani ja, ani Prez nie jechaliśmy tak jak za dawnych czasów.
Do pierwszej
przeszkody Prez zaczął podchodzić niepewnie, bardzo asekuracyjnie. Uwierzyłam w
nas i o dziwo… Pięknie przeskoczona przeszkoda z zapasikiem. No nieźle to się
zapowiada, nieźle.
Już po tej
przeszkodzie Prez dostał turbodoładowania w tyłku i odpaliliśmy jak z rakiety,
pięknie ścinając zakręt. Rzucił się, ale z gracją na kolejną przeszkodę (stacjonate),
po której radośnie bryknął i ruszył z prędkością światła. Zaśmiałam się i
dodałam łydek ogierowi, który jeszcze przyspieszył.
Do kolejnej
przeszkody, mianowicie oksera, podszedł troszkę spokojniej. Ale co się dziwić –
oksery nigdy nie były jego dobrą stroną. Następna przeszkoda to piękna, zielona
stacjonata, na której Prezek dostał jeszcze większego Powera. Delikatnie popuściłam
wodzę, dając kasztanowemu znak, że jedzie jak chce. W tej chwili przejęłam tylko
rolę nawigacji.
I kolejna
przeszkoda czyściutko, z zapasem przejechana. Kolejną przeszkodą był potrójny
szereg (fioletowy! ;D), który zaczynał się od oksera, w środku miał stacjonatę,
a na końcu znowu okser. Prezek ściął zakręt i na wprost oksera numer 1 był foulę
przed wyskokiem. Trochę chyba go to przeraziło, ale zdecydowanie dodałam łydek
i … Przefrunął na przeszkodą. Dwie foule – stacjonata z zapasem, dwie foule i
piękny okserek, na pewno lepszy od pozostałych.
Kolejna była
stacjonata, którą kasztanowy przeleciał bez problemu z zapasem koło 20
centymetrów. Kolejny był mur, z którym Prez w ogóle nie miał problemu. To mnie
bardzo cieszy, bo kiedyś panicznie bał się murów.
Następny był podwójny
szereg, złoto brązowy. Pierwszy był okser, potem zwykła stacjonata. Dodałam
łydek, aby ogier przyspieszył jeszcze bardziej. Wiatr zawiał mi w twarz i po
chwili znaleźliśmy się dwie foule przed okserem. Może najlepszy skok to nie
był, ale był dobry. Następną stacjonate przeskoczył z zapasem 15-20 centymetrowym
i pognaliśmy w stronę kolejnej przeszkody – tripplebare, którą Prez uwielbia ;D
Dostał kolejną dawkę ognia i przeskoczył tą przeszkodę z takim zapałem, jakim
jeszcze na tym parkurze nie miał.
Potem
dolecieliśmy do ostatniej przeszkody, na której poprzeczka niebezpiecznie się
zachwiała, ale nie spadła. To pewnie z tej prędkości, którą mkniemy ;D
Wylądowaliśmy i
ruszyliśmy w stronę finishu. Pochyliłam się, a Prez pięknie rozciągnął krok. No
brawo stary, brawo.
Popuściłam wodzę
i zaczęłam klepać Prezka, po czym rozległ się głośny aplauz braw. Kasztanek musiał
się jeszcze wyżyć i odstawił piękny pasaż baranków. Łza szczęścia poleciała mi
po policzku. Podniosłam rękę do góry i krzyknęłam „Tak! Tak! To nie sen!” i
nachyliłam się, aby pocałować ogiera. Zwolniłam do kłusa i dumnie, z głowami do
góry wyjechaliśmy z parkuru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz